0:000:00

0:00

„Nie wierzę, że PiS tak łatwo przewróci się pod własnym ciężarem” – ostrzega w rozmowie z OKO.press Jan Mróz, który przez ostatnie kilka lat odpowiadał za komunikację najpierw Wiosny, a potem zjednoczonej Lewicy, dziś doradca polityczny i PR-owiec. „Są mocni, wyraziści. Będą mieli cały arsenał mediów, łącznie z tytułami regionalnymi. Mają nieograniczone środki finansowe, wpływ na samorządowców i służby”.

„Miarą sukcesu PiS jest to, że »500 plus« stało się słowem dekady” – dodaje. „PiS ma doświadczenie w kreowaniu agendy, wobec której wszyscy inni są reaktywni. Mają siłę realnego wpływania na życie ludzi w Polsce i nie boją się tego robić. Mówię to z przykrością, ale PiS niestety dobrze rozumie definicję polityki i władzy”.

Czy opozycja nie ma tej siły? Czy raczej boi się albo nie umie używać narzędzi, które ma? W rozmowie z Janem Mrozem i innymi osobami współpracującymi z opozycją przyglądamy się jej słabościom. Bez taryfy ulgowej analizujemy stracone szanse i niewykorzystane zasoby.

Na kłopoty? Nowy szef

13 stycznia 2021 SLD wymienia rzeczniczkę prasową. W tle jest walka o wpływy w Sojuszu i w przyszłej zjednoczonej lewicowej partii.

Eseldowscy baronowie oficjalnie domagali się dymisji Anny Marii Żukowskiej, bo za bardzo skupiała się na prawach kobiet i osób LGBT, a za mało na sprawach gospodarczych i pracowniczych. Jednak to nie o to, że żarliwie broniła prawa do legalnej aborcji, chodziło. Odsunięcie od mikrofonu najbliższej współpracowniczki Włodzimierza Czarzastego to żółta kartka dla przewodniczącego SLD. „Objechał regiony, tłumaczył, że jeśli Żukowskiej nie lubią dziennikarze, to znaczy, że jest wyrazista, ale to nie wystarczyło. Bunt w strukturach narasta. Wiele osób zasadza się na Czarzastego” – opowiada osoba znająca kulisy sprawy.

Takie ruchy tektoniczne zaczęły się we wszystkich siłach opozycyjnych.

W Platformie „zasadzają się” na Budkę. Powstał Zespół ds. Naprawy Rzeczypospolitej będący w opozycji do przewodniczącego PO. Tworzą go m.in. Tomasz Siemoniak, Joanna Kluzik-Rostkowska, Sławomir Neumann, Arkadiusz Myrcha. Jak donosi Gazeta.pl, „krytycy Borysa Budki mogą wysunąć postulat, aby nowy przewodniczący partii został wybrany razem z szefami terenowymi już jesienią - mimo że kadencja Budki trwa dopiero rok, a powinna cztery”.

W PSL znak zapytania zawisł nad przywództwem Władysława Kosiniaka-Kamysza. Ostatnio Piotr Zgorzelski przeforsował Roberta Gwiazdowskiego jako kandydata na RPO. Kosiniak-Kamysz nie był zachwycony, ale publicznie się nie zdystansował od kandydata, który był prezentowany w towarzystwie Krzysztofa Bosaka.

Przeczytaj także:

To wybrane w 2021 roku władze opozycyjnych ugrupowań będą za rok czy dwa decydować o tym, w jakiej konfiguracji opozycja wystąpi w przyszłych wyborach. Czy Lewica pójdzie z Koalicją (Obywatelską)? A może z jej bardziej progresywnymi częściami KO - Nowoczesną i partią Barbary Nowackiej? Czy Platforma zjednoczy się z Lewicą czy z Hołownią i/lub z PSL-em?

Stracone szanse, niewykorzystane okazje

W 2020 roku zdominowanym przez pandemię opozycja miała mocne momenty.

Pierwszy to przejście Szymona Hołowni w tryb działania „politycznego teleewangelizatora”. Pogadanki Hołowni na Facebooku, kiedy wirtualnie przytulał ludzi i wygrażał rządowi, miały rekordową oglądalność i zasięgi. Polityczna publiczność zareagowała gromkim: „Dobrze gada!”

Drugi to wejście do gry Rafała Trzaskowskiego. To już nie były tylko słowa. Kandydat Koalicji Obywatelskiej obudził opozycyjną Polskę powiatową (przynajmniej centralną i północno-zachodnią), gdzie zawisła niespotykana wcześniej liczba plakatów z jego wizerunkiem.

Trzeci moment to oczywiście strajki kobiet, choć tych nie da się połączyć z żadną konkretną siłą polityczną.

A jednak - przynajmniej na razie - opozycja jako całość nie zdyskontowała żadnego z tych momentów.

„Platforma Obywatelska jest złodziejem nadziei” - mówi jeden z naszych rozmówców współpracujący z opozycją. „Udają, że coś się dzieje, mało z tego wynika” - komentuje zapowiedzi powstania ruchu wokół Rafała Trzaskowskiego i odnowy partii przez Borysa Budkę. „Nie ma nic gorszego niż zawiedzione nadzieje wyborców”.

„Największą niewykorzystaną szansą opozycji było przesunięcie wyborów prezydenckich przez PiS i sposób, w jaki to zrobiono” - uważa Jan Mróz. „Porównałbym to do wtargnięcia zwolenników Donalda Trumpa na Kapitol. To była historyczna cezura, która powinna postawić całą opozycję na baczność. Tymczasem opozycja skupiała się na technikaliach, a nie na istocie rzeczy. PiS ten mechanizm wykorzystuje od lat".

Amerykańscy Demokraci użyli ataku na Kapitol, by wystąpić przeciwko Trumpowi nie w wyłącznie własnym gronie, ale razem z Republikanami. Za impeachmentem Trumpa zagłosowało 10 Republikanów.

„Opozycja powinna mieć zdolność obudzenia wtedy takiej emocji, jakby rząd chciał dzisiaj zabrać ludziom 500 plus, czyli powszechnego sprzeciwu wobec działania, którego nikt nie chce i nie akceptuje. A tymczasem krzyczała od sasa do lasa, skupiała się na sprawach technicznych, wyprowadzała punktowe strzały - a to Sasin, a to Poczta Polska. Sprawa została sprowadzona do parteru, a nie do wartości, emocji i symboli. To powinno być Waterloo PiS-u i jego kandydata w tych wyborach” - stwierdza Jan Mróz.

„Opozycja może być silna słabością PiS-u tylko, jeśli PiS sam sobie wyhoduje gigantyczny kryzys - na przykład opublikuje decyzję TK w sprawie aborcji przed samymi wyborami, albo zachwieje się ich wewnętrzna struktura władzy. Ale PiS tego nie zrobi. PiS się uczy na błędach”.

A opozycja?

Kto tu dowodzi? Kłopoty z przywództwem

„Jest taka anegdota, że kiedy radziecki statek kosmiczny Sojuz 11 się rozhermetyzował, jeden z kosmonautów, Wiktor Pacajew, próbował zatkać dziurę skarpetą. I to jest właśnie Rafał Trzaskowski” - żartuje osoba z koalicyjnego opozycyjnego zaplecza. Nasz rozmówca uważa, że partie opozycyjne źle gospodarują „zasobami ludzkimi”, bo ciągle kotłują się wewnętrznie. „Morawiecki nie ma z kim przegrać. Wyobraźmy sobie debatę Morawiecki kontra Budka! To by była katastrofa dla opozycji. Może Trzaskowski miałby jakieś szanse w takim starciu, ale on jest sekowany we własnej partii”.

Pół roku temu Trzaskowski zdobył 10 milionów głosów w drugiej turze wyborów prezydenckich. Za tym względnym sukcesem nie poszedł żaden odważny ruch ani jego, ani jego partii. Platforma pozostała Platformą, a Trzaskowski prezydentem Warszawy. O tym, że w połowie października ogłosił powstanie Ruchu Wspólna Polska pamiętają chyba tylko dziennikarze polityczni. I to nieliczni. Plany były ambitne: zbieranie podpisów pod projektami ustaw, związek zawodowy. Na razie nie udało się nawet wysłać wiadomości do sympatyków z okazji nowego roku.

„Amatorszczyzna. Wysłanie takiego newslettera to działanie z poziomu pierwszego roku studiów marketingowych” - załamuje ręce jeden z naszych rozmówców.

Nie tylko Platforma, Lewica też jest w przededniu konfliktu o władzę. Przy okazji planowanego zjednoczenia SLD i Wiosny wyłoni się nowe przywództwo. Nowa partia ma być rządzona przez dwóch przewodniczących. Wydawałoby się, że wszystko jest jasne: Wiosna wystawi Biedronia, SLD - Czarzastego, a partie to przyklepią. Jednak pozycja obu szefów jest dziś niepewna.

„Czarzasty chce rozdawać karty, decydować o personaliach i pieniądzach. Nie chce zmieniać rzeczywistości, tylko mieć udział w dzieleniu tortu. Nie czuje, że rzeczywistość go gniecie” - komentuje działacz Lewicy.

Na Lewicy wybijają się posłanki, wśród nich sejmowe debiutantki, jak Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, Katarzyna Kotula czy Magdalena Biejat. Nasi rozmówcy uważają jednak, że to wciąż popularność „bańkowa”. Żadna z tych posłanek nie zdobyła ogólnopolskiej rozpoznawalności porównywalnej z którymś z liderów.

Najbardziej znana z nich jest Dziemianowicz-Bąk. Gdy Lewica szukała kandydata na prezydenta, aktywna była promująca ją frakcja. „Jest sprawna retorycznie, ale nie będzie miała wpływu w przyszłej lewicowej partii. Każdy by ją utopił w pierwszej lepszej kałuży” - słyszmy. Dlaczego? Jest uważana za polityczną singielkę, która nie umie współpracować. „Jak Radek Sikorski. Ile zdań można zaczynać od »moim zdaniem«, albo »ja uważam, że«?!” - ironizuje nasz rozmówca.

Bezradni w sieci

Na liście słabości opozycji jest też internet.

„Andrzej Duda zrobił profesjonalną kampanię wzorowaną na tej Donalda Trumpa z 2016 roku. Wykorzystywał mikrotargetowanie” – mówił OKO.press w czerwcu 2020 Filip Konopczyński z Fundacji Kaleckiego, badający relacje technologii, polityki i prawa. Jego zdaniem to był kluczowy czynnik sukcesu.

„W dużych partiach to nie jest temat” - zdradza Jan Mróz. „Nikt tego nie rozumie, nikt nie wie, jak się za to zabrać. Wyjątkiem od samego początku jest ruch Szymona Hołowni, który próbuje zbudować w sieci trwały fundament i niestety Konfederacja, która potrafi skutecznie obudzić swoich wyborców w sieci”.

Opozycyjne partie nie inwestują w tworzenie baz danych swoich sympatyków. Polskie kampanie w sieci są 15 lat za zachodnimi - opowiadał niedawno w rozmowie z „Polityką” Mateusz Sabat z firmy Big Data for Leaders.

Tymczasem „mikrotargetowanie to dziś konieczność, punkt wejścia do polityki. To nie jest żadne wow, tylko działanie na poziomie kursu przygotowawczego. Kto tego nie będzie robił, zginie” - ostrzega Filip Konopczyński.

I tu znów widać straconą szansę, jaką była kampania kandydata KO: „Narzędzi do zbierania danych nie uruchomiono w kampanii Rafała Trzaskowskiego, a gdyby kandydował on z ramienia Koalicji Obywatelskiej od początku, to przy liczbie głosów, którą ostatecznie zebrał, mógł pozyskać kilkaset tysięcy, może nawet milion kontaktów. W klasycznym ujęciu jego kampania była poprawna, ale o bazę sympatyków do działań na przyszłość zupełnie nie zadbano. To była ogromna szansa, którą demokratyczna opozycja straciła w wyborach prezydenckich” - mówił „Polityce” Mateusz Sabat.

Na skali internetowego nieprzygotowania opozycji są jednak lepsi i gorsi. PSL jako formacja nie buduje się w mediach społecznościowych, być może ze względów generacyjnych. Na drugim krańcu jest Hołownia, który podczas kampanii prezydenckiej stworzył zalążki wpływów w sieci. Pomiędzy nimi plasuje się Platforma Obywatelska, która korzysta z trolli, i Lewica, która może liczyć na zaangażowanie niektórych grup społecznościowych (prawa kobiet, LGBT).

„Poza Hołownią, Konfederacją i PiS-em partie nie budują konsekwentnie swoich przyczółków w internecie. Nie dbają o swoich wyborców w internecie, nie dają argumentów, by ludzie byli za nimi sercem. O wyborców trzeba dbać, przede wszystkim między wyborami.

Żyjemy w kulturze monologu politycznego, pora zacząć prowadzić rozmowę - czyli relację angażującą obie strony” - mówi Mróz.

„Opozycja nie ma narzędzi, żeby narzucać i podtrzymywać tematy debaty publicznej” - dodaje Konopczyński. „Kiedy PiS chce wywołać jakiś temat, może go rozkręcić w 15 różnych miejscach w internecie, inne media będą to kontrować, najróżniejsze grupy w mediach społecznościowych będą komentować. To jest system, który sam działa. A na końcu PiS może się odciąć i stwierdzić, że to Kaja Godek albo Ordo Iuris, a nie oni. Lewica tego nie ma, Hołownia dopiero to tworzy”.

Konopczyński podaje amerykański przykład. „Wokół Demokratów jest mgławica mediów internetowych robionych przez różne frakcje, związki zawodowe, nawet biznes, ich przekaz jest dość jednolity”.

„Opozycji odbija się czkawką to, że nie wpadła na to, żeby stworzyć nieprawicowy świat w internecie. Opieranie się na starych kanałach komunikacji jest kosztowne politycznie” - dodaje.

Bez ekspertów, bez idei, na jałowym biegu

„Kaczyński spotyka się z inteligentnymi ludźmi z obrzeży środowiska PiS, takimi jak Robert Mazurek czy Piotr Zaremba. A z kim spotyka się Borys Budka? Z Tomaszem Lisem? Nie usłyszy od niego nic, czego by już nie wiedział” - pyta retorycznie rozmówca z opozycji.

Opozycja zaniedbuje budowanie zaplecza eksperckiego.

Instytut Obywatelski, think tank Platformy Obywatelskiej, przez lata był martwą instytucją. Miała go ożywić Joanna Mucha, ale ostatecznie nie została jego szefową. Na to stanowisko wrócił Jarosław Makowski. Instytut faktycznie ruszył, opublikował ostatnio analizy na temat podatku cukrowego, zagrożeń dla polskiej przyrody i rewolucji cyfrowej. Pytanie, czy działacze PO, przez lata przyzwyczajeni do kontaktu głównie z przekazami dnia, będą mieli odruch, by korzystać z analiz swojego partyjnego think tanku. A zwłaszcza działać w oparciu o to, co z nich wynika.

Think tanku lewicy nie zbudował na razie wywodzący się ze środowiska „Krytyki Politycznej” profesor Maciej Gdula, socjolog, współautor głośnych badań o tym, dlaczego PiS wygrywa w „Miastku". Zresztą niewielu tam tego oczekiwało. Pieniądze na działalność ekspercką zablokował Włodzimierz Czarzasty, który jednak twierdzi, że najpierw musiał spłacić długi, między innymi Wiosny Biedronia. I na ekspertów nie starczyło.

Z ruchu wokół Szymona Hołowni think tank wyrósł wcześniej niż partia. Szefową Strategii 2050, bo tak się on nazywa, została Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ceniona ekspertka od polityki międzynarodowej. Zgodnie z jej deklaracją think tank ma inspirować polityków i nie pozwolić im utknąć w utartych koleinach. Trudno jednak ocenić jego wpływ na partię Hołowni, której jeszcze nie ma.

„Problemem nie jest brak koncepcji. Opozycja ma dostęp do ciekawych idei" - zauważa Filip Konopczyński. Ale nie wdraża konsekwentnie spójnych strategii budowanych w oparciu o te idee. Np. przed kampanią wyborczą uznaje, że trzeba poszerzyć poparcie w konkretnych grupach wyborców. Przygotowują strategię, kampania się kończy, strategia idzie do kosza. I tak co dwa lata”.

Z tym wiąże się kolejny problem: partie opozycyjne są dusigroszami - uważają osoby, z którymi rozmawiamy. Oszczędzają na kampanie wyborcze. „Muszą zacząć wydawać pieniądze między kampaniami”.

Zamiast tego dominuje działalność bezkosztowa - konferencje prasowe. Skrzynki mejlowe dziennikarzy są zawalone zaproszeniami na konferencje prasowe opozycyjnych partii. Niemal wszystkie odbywają się w tej samej sejmowej scenerii. Po godzinie odchodzą w zapomnienie - i widzów, i występujących polityków.

„Politycy opozycji walczą o to, kto po kim wystąpi na konferencji prasowej. I myślą, że w ten sposób walczą o Polskę. Pomylili zawody” - denerwuje się rozmówca współpracujący z opozycją.

PiS znowu wygra? „Jest jak Feniks”

Pandemia i jej skutki (gospodarcze, zdrowotne, w tym psychiczne) to być może największy kataklizm społeczny od II wojny światowej. Czy władza PiS przetrwa nawet to?

„Opozycja nie będzie w stanie w żaden sposób zdyskontować skutków pandemii. Dlaczego? Bo z perspektywy zwykłego człowieka nie proponują wyrazistych i alternatywnych scenariuszy wobec polityki PiS" - Jan Mróz jest pesymistą.

Skąd takie przekonanie, skoro upadek polskiej opieki zdrowotnej i słabości systemu edukacji są widoczne jak nigdy. Władze lekce sobie ważą obostrzenia, które same narzucają i nie są w stanie zorganizować sprawnego systemu szczepień.

„PiS-owi pomaga sytuacja w Europie i na świecie, Polska nie jest czerwoną wyspą na zielonym oceanie. Ludzie widzą, że wszyscy naokoło sobie nie radzą” - uważa Jan Mróz,

„Społeczeństwo doskonale wie, że wirus nie spadł z Nowogrodzkiej czy Alej Ujazdowskich, tylko przyleciał do nas z Chin. Wiedzą, że to jest problem globalny, a jednocześnie chyba nikt nie zakładał, że nasz system ochrony zdrowia da sobie radę”.

„PiS może zbudować pozytywny przekaz nawet na połowicznym sukcesie szczepień” - uważa Mróz. „Każde luzowanie obostrzeń będzie sukcesem rządu. Ludzie będą mieli przekonanie, że kraj wraca do normalności. Jeśli do tego ogłoszą jakiś program gospodarczy, to są na dobrej drodze do odbudowania poparcia”. A PiS to właśnie planuje. W styczniu ma ogłosić „Nowy Ład Gospodarczy”.

Na niekorzyść PiS-u może działać bunt przeciwko covidowym obostrzeniom wśród przedsiębiorców, aktywnie wspierany przez Konfederację.

„PiS ma do przewalczenia pierwszą insurekcję" - zauważa Konopczyński. „Przedsiębiorcy wypowiedzieli posłuszeństwo. Teraz się okaże, czy PiS to mocna partia i wobec kogo mocna. Jak zareaguje na rokosz? I to ogłoszony przez ludzi, którzy mają mocną reprezentację w mediach".

Mróz jest sceptyczny: „PiS nie dał wiele powodów własnym i wahającym się wyborcom, żeby go szczerze znienawidzili. Pamięć ludzka jest krótka. PiS nie potrzebuje dekady, żeby odkręcić negatywne emocje wokół siebie. Jeżeli nie o wszystkim będzie decydował Kaczyński, tylko np. Michał Dworczyk, to PiS będzie jak Feniks". A opozycja?

„Setka na konferencji prasowej to za mało, projekt ustawy to za mało. Nie ma nawet próby przejęcia narracji w internecie, opozycja nie inwestuje w realny dialog społeczny w sieci ani swojego czasu, ani złotówki z subwencji budżetowej”.

Co robić?

Czy to znaczy, że dla opozycji wszystko stracone? Wygrana PiS jest przesądzona już na początku 2021 roku?

„Badania jasno pokazują, że to czego bardzo brakuje po stronie opozycji, to wizja Polski »po PiS-ie« i zdolność do przejęcia władzy” - odpowiada Jan Mróz.

Po każdych kolejnych wyborach wiele się mówi o tym, że opozycja musi zacząć rozmawiać z wyborcami PiS. Zdaniem stratega nadal jest to klucz do sukcesu. Pod warunkiem jednak, że opozycja przypomni sobie o wyborcach PiS-u wcześniej niż miesiąc przed wyborami.

„Podstawa, to stała komunikacja z wyborcami, spotkania z ludźmi - nawet wirtualne, podtrzymywanie emocji w mniejszych społecznościach, mocne kontrapunkty wobec wpływu polityki PiS na życie ludzi. Tego nie zagospodarowują nudne konferencje prasowe w Sejmie, które są jak rytualny taniec godowy. Opozycja musi zacząć wreszcie myśleć kategoriami kreowania własnego języka i własnej symboliki”.

Oprócz tego nieustanne rzeczowe punktowanie PiS-u, nagłaśnianie afer. Takie działania zapoczątkował Krzysztof Brejza, a teraz w Koalicji Obywatelskiej prowadzą je m.in. Michał Szczerba i Dariusz Joński. W Lewicy na przykład - Joanna Scheuring-Wielgus. „Tego jest wciąż za mało" - uważa Mróz. „Przypominam, opozycja demokratyczna w Sejmie to przynajmniej 207 mandatów, ich skuteczność powinna 10 razy większa. Mnie osobiście bardzo boli, że tak wielu parlamentarzystów opozycji traktuje Sejm jako miejsce do zajmowania się samymi sobą, ewentualnie wewnętrznymi walkami o wpływy".

O sukcesie lub porażce opozycji mogą zdecydować jeszcze przynajmniej dwa czynniki: media i współpraca. „Potrzebne będzie stworzenie pola masowej wolnej komunikacji” - mówi Filip Konopczyński. Wobec przejęcia przez Orlen Polska Press i dostępu do 17 mln wyborców nabiera to jeszcze większego znaczenia.

Na opozycji pojawiły się znów głosy, że w wyborach trzeba iść jedną ławą. W OKO.press wykazaliśmy, że to przepis na porażkę. Nie znaczy to jednak, że opozycja ma ze sobą nie współpracować.

„Teraz wszyscy ze wszystkimi walczą o tych samych wyborców. Wszyscy grają na wyniszczenie przeciwnika. A przeciwnicy cały czas żyją. PO nie jest w stanie ani wybić się na wynik powyżej 25 proc., ani pogodzić się z tym, że to ich sufit. Ma te 25 proc. i niech działa w oparciu o to. Dba o tych wyborców. A innym zostawi resztę. Dziś już widać, że nie da się stworzyć koalicji rządzącej bez Hołowni”.

„To się udało w Stanach Zjednoczonych, progresywny Bernie Sanders został sojusznikiem liberalno-konserwatywnego Joe Bidena. Tę współpracę można by zaznaczyć choćby symbolicznie. Może podpisać kartę wspólnych wartości?” - proponuje Konopczyński.

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze